GymBeam

Marsz Niepodległości 2013 – nadeszło nowe pokolenie?

Jaki był Marsz Niepodległości 2013? Kto nie zdecydował się 11 listopada pojawić w Warszawie, ten chyba nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie. Rzetelnych i rzeczowych relacji próżno szukać w mainstreamowych mediach, a wśród wielu tysięcy materiałów od niezależnych blogerów i internetowych komentatorów łatwo się pogubić i zatracić sedno.

Jest jednak kilka elementów, których nie sposób zakwestionować. Z niemal stuprocentową pewnością można stwierdzić, że tegoroczny MN był najliczniejszy ze wszystkich dotychczas organizowanych. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można także powiedzieć, że miał najspokojniejszy przebieg. Jest jednak rzecz, co do której nie ma absolutnie żadnych wątpliwości – podobnie jak we wcześniejszych latach jego najaktywniejszą i jedną z największych grup stanowili kibice piłkarscy. Kibice, wśród których znajdowali się także redaktorzy niniejszego serwisu.

Po raz pierwszy fani futbolu zaakcentowali swoją obecność na wiecu poprzedzającym wymarsz po godzinie piętnastej – oficjalnie przywitani przez organizatorów odpowiedzieli gromkim „Ole, to my kibole”. Usłyszeli też zapewnienie, że są mile widzianymi uczestnikami zgromadzenia, jego ważnym elementem, którego nikt nie będzie próbował kneblować ani marginalizować. Trzeba przyznać, że inicjatorzy Marszu, wywodzący się ze środowiska narodowego, swoim rozważnym zachowaniem w stosunku do kiboli przede wszystkim w bezpośrednim kontakcie, zyskali sobie ich szczerą sympatię. Jest to korzyść obopólna – już sam udział tak różnorodnej grupy kibiców, wśród których znajdowali się reprezentanci niemal wszystkich klubów, stojącej zgodnie w kolumnie patriotów, musi przyprawiać ekipę znajdującą się u władzy o silny ból głowy. Oto bowiem po raz kolejny okazało się, że ci nazywani w mediach głównie zwyrodnialcami i bandytami, którym obce są ludzkie odczucia, potrafili zawiesić spory i bez względu na barwy klubowe zjednoczyć się pod biało-czerwonym sztandarem. W dodatku czując „medialne” poparcie narodowców, dla których są równorzędnymi partnerami, a nie dostarczycielami tematów zastępczych.

Nie ma się zatem zbytnio co dziwić, że aparat rządowych opresji znowu został wycelowany mocno także w nas, kibiców. Zatrzymania fanów wybierających się na marsz zorganizowanym transportem pod pretekstem posiadania środków pirotechnicznych, a także długotrwałe legitymowanie i spisywanie jeszcze przed rozpoczęciem poniedziałkowej uroczystości, nie było działaniem przypadkowym. Wyglądało raczej na misję zaplanowaną i konsekwentnie realizowaną zgodnie z nakreślonymi wytycznymi. Cóż, to już nie pierwszy raz podejmowane są wobec nas próby pacyfikacji „w białych rękawiczkach”, z którymi zawsze jesteśmy w stanie sobie poradzić jako społeczność.

Jak wyglądała kwestia udziału kibiców w samym Marszu? Cóż, nie będzie chyba odkryciem Ameryki stwierdzenie, że nie pasuje do nas miano „aniołków”. O ile z początku pochodu zapamiętać należy przede wszystkim świetną atmosferę braterstwa i wzajemnego szacunku, podkreślaną odpalanymi co rusz racami i wybuchami petard, o tyle wraz z pokonywaniem kolejnych etapów zaczęło się robić zdecydowanie „ciekawiej”...

Jak już wspomnieliśmy, tegoroczny Marsz Niepodległości zdaniem wielu obserwatorów i uczestników był zdecydowanie spokojniejszy niż poprzednie pochody. Nie oznacza to jednak, że fani mocniejszych wrażeń, których, nie oszukujmy się, nie brakowało wśród uczestników, zdołali całkowicie pohamować emocje. Co było przysłowiową „iskrą”? Obecność operujących w tłumie „funkcjonariuszy wywiadowczych”? Prowokacje chuliganów spod znienawidzonego przez nas znaku antify? Czy gotujące się wręcz do chaotycznych interwencji zastępy prewencji, z których możliwościami zapoznawaliśmy się już nie raz podczas meczów naszych drużyn? Ciężko określić, zresztą nie jest to wcale aż takie ważne. Trzeba jasno stwierdzić, że Marsz nie był wolny od incydentów, za które media zdążyły już zresztą zrzucić na nas całą odpowiedzialność. Większość z nich miało miejsce jednak poza planowaną trasą marszu, co nie powinno obciążać jego organizatorów i Straży, która z całych sił starała się pilnować porządku.

Oczywiście dalecy jesteśmy od gloryfikowania postaw agresywnych i propagowania przemocy, postarajmy się jednak przyjrzeć całej sprawie z wykorzystaniem nieco innej optyki. Wśród „ofiar” tegorocznego pochodu wymieniana jest „instalacja artystyczna” tęczy na Placu Zbawiciela – utożsamiana przez wielu z symbolem uprawianej na każdym kroku honopropagandy, „skłot” – budynek zajęty bezprawnie przez lewackich aktywistów i budka strażnicza przed wejściem na teren ambasady Rosji – państwa szkalującego nas na każdym kroku. O dokonanie wszystkich tych czynów posądzeni zostali kibice – zastanówmy się więc, czy nie wynika to z faktu, że są oni jedyną grupą społeczną zdolną bez skrępowania i owijania w bawełnę okazywać skrywane na co dzień emocje. Grupą złożoną i niejednorodną, stanowiącą prawdziwą miniaturę polskiego społeczeństwa, niezważającą jednak na okowy politycznej poprawności i „dobrego smaku”. Grupą, która nie zawaha się uzewnętrznić swoich obaw, zniszczyć symboli zniewolenia myśli i narzucanych sztucznie postępowych norm.

Być może nawet Wy, utożsamiający się z subkulturą piłkarskich kibiców, stwierdzicie, że jest to myśl zbyt górnolotna, wręcz abstrakcyjna. Pomyślmy jednak – w historii naszego kraju były momenty (piękne tylko na kartach powieści i ekranach kin), w których społeczeństwo stawało do walki z elementami utożsamiającymi „system” nie zważając ich skutki i konsekwencje, zdecydowanie poważniejsze niż dzisiaj. Zauważmy bowiem – aparat państwowy, pomimo zachowania swojego opresyjnego charakteru, stracił dużo mechanizmów, przy pomocy których dokonywano niszczenia jednostek – nie chodzi tu bynajmniej o ból fizyczny. On ze wszystkich stosowanych w ciemnych latach PRL-u środków był najłagodniejszy...

Dlaczego dziś do dosłownej walki z „niewygodnym” systemem potrafi stanąć zaledwie garstka (bo tak należy ich określać – w porównaniu z nawet 100 tysiącami uczestników MN) kibiców? Czy to właśnie oni stanowią awangardę nowego pokolenia, którego nadejście miał zwiastować tegoroczny Marsz? A może nasza społeczna siła została w tym tekście zdecydowanie przeceniona, o czym boleśnie się przekonamy już wkrótce?

Czas pokaże.

Chwała Wielkiej Polsce!